KIMJESTEŚMY I CZEGO CHCEMY?
Rzecz o Sodalicjach Mariańskich
Wydawnictwo Księży Jezuitów
Kraków 1933
***
Ks. Romuald Moskała S.J.
Jest faktem niezaprzeczonym, iż ruch sodalicyjny w Polsce stale wzrasta. Rośnie liczba i rosną wyniki prac polskich Sodalicyj. Mimo tych jednak pocieszających objawów z przykrością musimy stwierdzić inny fakt, iż niestety dziś jeszcze Sodalicje w Polsce nie są dość powszechnie znane i najfałszywsze ma się o nich zbyt często pojęcie. Jakże bowiem często i jakże wielu ludzi, skąd inąd nawet pobożnych, myśli o Sodalicjach, że w nich skupiają się jakieś tam poczciwe dewotki, które nie mają już nic lepszego do roboty, jak P. Bogu się naprzykrzać, albo staruszkowie, którym już zbrzydło życie i z Sodalicji robią jakby przedsionek trumny, albo wreszcie młodzież niedorosła, której życie tymczasem jeszcze nie porwało, i która trwa w błogiem złudzeniu, że praktyki religijne są największem szczęściem. Młodzieży tej otworzą się jednak wnet oczy, jak niegdyś pierwszym rodzicom po skosztowaniu owocu z drzewa zakazanego, i wtedy zdezertuje z pod sodalicyjnego sztandaru, by pełną dłonią czerpać z ziemskich, bardziej uchwytnych rozkoszy. Otóż naszem sodalicyjnem życiem, naszą pracą i jej wynikami zakładamy publiczny protest przeciw tym wszystkim pojęciom i zapatrywaniom.
Kto pracuje w naszem gronie?
Inteligenci, należący do wszystkich sfer społecznych naszego narodu. Pod sztandarem sodalicyjnym stoją równie przedstawiciele najstarszej arystokracji, jak potomkowie rodzin mieszczańskich i synowie ludu. Są w naszem gronie dygnitarze, cały szereg radców ministerjalnych oraz wyższych urzędników państwowych prawie wszystkich departamentów; są czynni generałowie wojsk polskich i cały niemal sztab oficerów czynnych w liczbie kilkudziesięciu; są profesorowie uniwersytetów - wszystkie wyższe uczelnie polskie mają swych przedstawicieli w Sodalicjach; są prezesi i wiceprezesi różnych kategoryj sądów polskich, cały zastęp radców sądowych, począwszy od najwyższego trybunału, a skończywszy na sądach grodzkich; są inżynierowie, lekarze i pracownicy wolnych zawodów; są publicyści i redaktorzy; jest akademicka młodzież, dochodząca swą liczbą w Sodalicjach do 2000 członków. Są dalej polskie kobiety, pełne bogactwa życia i jego wdzięków; są i żony i matki, pilnujące domowego ogniska i panny, przed któremi jeszcze ścielą się bogate perspektywy, i te wykształcone na uniwersytetach i te pracujące w praktycznych zawodach; są i obywatelki ziemskie i ciche pracownice, przy sklepowej ladzie, czy przy maszynie do pisania. Jest młodzież szkół średnich w najliczniejszych zastępach, bo kilkunastu tysięcy. Jest także polskie nauczycielstwo, skupione w miastach i rozsiane po najdalszych rubieżach polskiej ziemi. Jesteśmy! - wołają dziś Sodalicje do wszystkich nie znających marjańskiego ruchu, równie jak i do uprzedzonych. Jesteśmy, klęcząc u kratek konfesjonału, jesteśmy, odmawiając z rzetelną świadomością wierzę w jednego Boga... jesteśmy, przystępując do stołu Pańskiego… jesteśmy na posterunku pracy!
A czem jesteśmy?
Jesteśmy organizacją. Gdyby na miejscu były jakieś ambicje organizacyjne, jak istnieją ambicje rodowe, opierające się na dawności rodu, to trzeba by zgodzić się na to, że Sodalicje miałyby prawo do wielkiej ambicji, gdyż rzeczywiście są one jedną z najstarszych i najtrwalszych organizacyj religijnych osób świeckich. Sodalicja Marjańska jest organizacją, w której statuty mają największy autorytet, bo w zasadniczych swych linjach są ujęte przez papieskie bulle, względnie szczegółowo opracowane przez najtęższych prawnikówna polecenie Stolicy św. Sodalicja jest organizacją, bo jej zasadą jesto rganizacyjna karność i zwartość, zbiorowy organizacyjny czyn, bo posiada swój wewnętrzny autorytet, a równocześnie wszystkich swych członków dopuszcza do głosu. I znowu tu trzeba podnieść ten niesłychanie ciekawy szczegół, że Sodalicje na kilka wieków wyprzedziły współczesne organizacje w demokratycznem ujęciu życia organizacyjnego i dziś jeszcze wyprzedzają je znacznie swem ujęciem demokratyzmu organizacyjnego. Kiedy bowiem dziś pisze się we wszystkich krajach naukowe rozprawy o kryzysie demokratyzmu politycznego, - kiedy wiele organizacyj przez skrajne ujęcie demokratyzmu raz po raz popada w wewnętrzne trudności, prawdziwe kryzysy, a nawet wiele bardzo dobrych i celowych organizacyj rozpada się właśnie wskutek antynomicznych wad istotnych skrajnemu demokratyzmowi, którego zasadą jest ilość, a nie jakość, - kiedy wszędzie szukasię gorączkowo nie bez wielkich nieraz przesileń i wstrząsów usunięcia tych niedomagań, wybrnięcia z tych trudności, - Sodalicje wychodzą z kryzysu zwycięsko. Dzisiaj gdzieś w podświadomości jakby zbiorowej duszy ludzkiej wydostała się na światło dzienne dziwaczna zasada, że jeżeli ludzkość i światstworzony jest do postępu, jeżeli współczesne i słuszne hasła postępu i ewolucji mają się ziścić, to głos i prawo kierownictwa trzeba oddać nie masie, która nigdy nie jest i być nie może czem innem jak w najlepszym razie przeciętną miernotą, człowieka danej epoki, ponad którą wzbijają się tylko nieliczne jednostki, obdarzone przez Boga wyjątkowem uzdolnieniem, głębszem poznaniem prawdy, gorętszem jej odczuciem i potężniejszą wolą w realizacji prawdy i te jednostki mają tem samem prawo i obowiązek kierować masy w górę, ku wyżynom, ku światłu, w nieograniczony postęp. Czy i jak ustroje polityczne i dzisiejsze organizacje poradzą sobie z tą antynomją, nie nasza rzecz rozstrzygać. Sodalicje z tych trudności wybrnęły już dawno, owszem Sodalicjetej trudności nie miały od początku, gdyż zawsze w nich była zasada, że zawsze tam, gdzieby głos większości ściągał sodalicyjne życie z wyżyn ku nizinom, zawsze tam jeden głos, jeden człowiek, ten którego kościelny autorytet uzna zagodnego i odpowiedzialnego, za, że się tak wyrazimy, sodalicyjny idealizm, człowiek ten może w jednej chwili powstrzymać całe niebezpieczeństwo. Jesteśmy organizacją, która we wszystkich krajach, nie wyłączając krajów innowierczych i misyjnych, posiada swe ogniska i o liczebności Sodalicyj, o sile rozwojowej iżywotności sodalicyjnego ruchu mogą powiedzieć choćby te wymowne cyfry: Z końcem r. 1932 było na całym świecie przeszło 50 tysięcy Sodalicyj, liczących z górą dwa miljony członkiń i członków. Rok rocznie, od czasu zakończenia wielkiej wojny powstaje przeciętnie 1.037 nowych Sodalicyj. Jesteśmy organizacją, która posiada własne organizacyjne pisma, przeważnie bardzo poważne, gruntowne organy, wydawane (mówię tu tylko o wydawnictwach kierowanych przez Jezuitów) w blisko 20 różnych językach, o łącznym nakładzie prawie 211.000 egzemplarzy.Dziś bez obawy przesady można przyjąć liczbę pół miljona egzemplarzy nakładu sodalicyjnych pism. Jesteśmy organizacją, która w miljonach swych członków na całej kuli ziemskiej dźwięczy jedną i tą samą nutą zarówno zasadniczego celu i idei sodalicyjnej, jak i organizacyjnego systemu i dlatego zbliżamy się do siebie niezmiernie łatwo i chętnie ze sobą współpracujemy przede wszystkiem naterenie tych samych krajów i narodowości, tych samych stanów i zainteresowań zawodowych, stąd wszędzie powstają sodalicyjne związki stanowe, krajowe, a następnie na międzynarodowej platformie przez coraz bardziej w życie wchodzące zjazdy kierowników Sodalicyj i międzynarodowe kongresy sodalicyjne. Jesteśmy organizacją i jesteśmy organizacją religijną. Co to znaczy? To znaczy, że sprawy religijne, sprawy życia nadprzyrodzonego nie są dla nas ani tylko odwieczną tradycją narodową, ani jakąś świętością, li tylko rodzinną, ani dekoracją pamiętnych momentów naszego życia indywidualnego, nie są tylko potrzebą serca i sentymentu, ale są przede wszystkiem najgłębszem przekonaniem,a następnie niezłomną wolą i z niej płynącym świętym czynem i życiem. Organizacją religijną. Tak jest, czyli wbrew temu co wokół nas jest, kiedy wszystkie żądze ludzkie reklamują się w przerażający sposób, kiedy publicznie mówi się o tem, żeby jak najwięcej użyć, kiedy współczesny człowiek uważa za konieczne, aby jako człowiek idący z postępem kultury znał najnowsze powieści, choćby wprost występne, umiał nucić najnowsze szlagiery, potrafił wyliczyć rekordy i nazwać gwiazdy kinematograficznego firmamentu, my wiemy, że obok tego są odwieczne wartości, że jest prawda Ewangelji, że są codzienne i świąteczne praktyki religijne, że są zasady moralne, które nas katolików obowiązują, według których my się żyć obowiązujemy i stawiamy je wyżej nad wszystkie wymysły kultury, a prawdziwą kulturę widzimy tam, gdzie możemy dojrzeć zgodność postępu techniki z zasadami ducha. Dlatego nie tylko nie wstydzimy sięreligijnej książki, publicznego nabożeństwa, częstej Komunji św., różańca, bowiemy, jaką przedmiotową wartość, jakie doświadczenie wieków mamy za sobą. Organizacja, która ze swego łona wydala 13 świętych kanonizowanych, 23 błogosławionych i ponad sześćdziesiąt osób, których procesy beatyfikacyjne już rozpoczęto, organizacja, która jeszcze dziś dała Kościołowi męczenników w młodych meksykańskich bohaterach, jest organizacją naprawdę religijną. A jeżeli ktoś, wszystko jedno w Sodalicji, czy poza nią inaczej pojmuje treść Sodalicji, jeżeli myśli, że do tego, by być członkiem Sodalicji, wystarczy wziąć udział w sodalicyjnym opłatku i tyle mieć świętości, ile daje spożycie święconego jajka, ten Sodalicji zupełnie nie rozumie, dalekim jest od jej ducha. Jesteśmy dalej organizacją kościelną. Kościelną dlatego, że jak wspomniałem statuty sodalicyjne przez władzę kościelną są układane, względnie aprobowane, następnie dlatego, że Sodalicja istnieje tylko o tyle, o ile ją do życia powoła odpowiednia kościelna władza; kościelną wreszcie jest dlatego, że Kościół, hierarchja kościelna i ta najwyższa na Stolicy Piotrowej i ta najniższa naprobostwie ma prawo od nas żądać i spodziewać się pomocy, a my mamy obowiązekza każdym razem stanąć karnie do apelu i choćby nam wydawało się to lub owo niena czasie, choćbyśmy myśleli, że temu lub owemu nie podołamy, przecież pójdziemy za wezwaniem, aby oddać te siły i tyle ich oddać, na ile nas stać.Jako organizacja kościelna przeżywamy z Kościołem jego radosne momenty i jego trudności, interesujemy się sprawą Kościoła nie tylko dlatego, że przez Kościół zbawiamy swą duszę, ale dlatego, że Kościół jest Królestwem Bożem, że skoro jego istnienie warte było krwi Bożej, to jest warte i naszych najwyższych wysiłków. Z dumą, a zarazem głęboką wdzięcznością wobec Boga i Najśw. Panny,możemy przytoczyć choćby takie szczegóły ostatnich lat, że kiedy największym smutkiem Stolicy świętej było prześladowanie Kościoła w Meksyku, to Sodalicje całego świata urządzały tłumne nabożeństwa ekspiacyjne za zniewagi Boga, dokonane przez rządy Callesa, - zbierały poważne składki, któremi zasilano wygnańców meksykańskich, ograbionych z mienia, dlatego że byli katolikami, - organizowały publiczne wiece protestacyjne, uświadamiające szerokie masy społeczeństw, że katolikom meksykańskim dzieje się niesłychana krzywda, że rządy antykościelne Meksyku dopuszczają się w XX w. prawdziwego barbarzyństwa. Specjalne podziękowania, jakie otrzymały Sodalicje zarówno od meksykańskiej hierarchji kościelnej, jak i od Stolicy św. mówią o tem, jakie znaczenie miał ten ruch i to współczucie nie tylko sentymentu, ale gorącej modlitwy i ofiary. A kiedy od Stolicy Piotrowej w jubileuszowym roku wyszedł zew, by katolicy całego światazrozumieli, iż zadaniem Kościoła jest szerzenie Ewangelji wśród wszystkich ludów świata, kiedy Ojciec święty wydal orędzie misyjne, które mu słusznie dobyło tytuł papieża misyj, to idea misyjna stalą się od razu ideą Sodalicyj i bodaj niema takiej Sodalicji, któraby sprawę misyjną się nie zajmowała i nie starała się w miarę sił i możności o jej pogłębienie i propagandę. Warto tu podnieść ten tak mało zresztą znany szczegół, że drugi międzynarodowy Kongresmisyjny, jaki się odbył w Poznaniu, organizowali przeważnie młodzi sodalisi - akademicy i młode sodaliski - akademiczki, że jak się wyraził jeden z. najpoważniejszych kapłanów, pracujący w dziele misyjnem i obserwujący postęptego ruchu u nas w Polsce, dzieło misyjne najlepiej rozwija się wśród młodzieży akademickiej i to tylko tam, gdzie Sodalicje są dobrze postawione i dobrze prosperują. I te czy podobne szczegóły odpowiadają w dużej mierze na pytanie, które każdy może postawić Sodalicjom: Czegoż wy chcecie?
Chcemy poprostu, by wola Stolicy św. i wyrażona w niej wola Boża realizowała się jak najpowszechniej w życiu społeczeństw, by ona iściła się przedewszystkiem w nas i przez nas. Jesteśmy bowiem głęboko przekonani, że tam z wyżyn Piotrowych mogą wyjść jedynie najlepsze wskazówki codo katolickich potrzeb i poczynań, nietylko dlatego, że tam jest bezpośrednie tchnienie Ducha Św., ale i dlatego, że z tych wyżyn najlepiej widać wszystkie braki całej ludzkości, że tam nie istnieją żadne względy ciasnego samolubstwa, że tam nie ma ograniczenia dobra ludzkości kordonami granic państwowych, ani wartościowania sprawy religijnej narodowym egoizmem, ale tam istnieje jedna wielka troska o duszę ludzką, o Boże królowanie nad wszystkiemi pokoleniami i wiekami. A jeżeli dziś stamtąd płynie potężne hasło, wzywające katolików do Katolickiej Akcji, jeżeli Stolica św. chce dziś widzieć i chce dziś mieć w katolikach świeckich apostołów sprawy Bożej, chce mieć w prawdziwych katolikach jakby przedłużenie kapłańskiego ramienia do skuteczniejszej i obfitszej pracy, to Sodalicje wszystkie muszą odpowiedzieć: jesteśmy na to, by się nami posługiwać, czekamy na polecenia, owszem torujemy drogę, przygotowujemy możliwości rozwinięcia szerokiej katolickiej akcji. Udział Sodalicyj w Katolickiej Akcji może być zarówno indywidualny, jak i zbiorowy. Warto tu przytoczyć znane może skądinąd szczegóły, że w większości polskich diecezyj sprawa lig katolickich została powierzona sodalisom, że prezesami lig, ich sekretarzami często są sodalisi, że wiele prac, jakie obecnie pogłębia i rozszerza Katolicka Akcja w Polsce, czy gdzie indziej, miały już swe początki w Sodalicjach Marjańskich, albo poza niemi, ale dzięki inicjatywie członków Sodalicyj. Nie chcę tutaj wyliczać bardzo wielu pocieszających szczegółów i przejdę odrazu do drugiego sposobu udziału Sodalicyj w Katolickiej Akcji, mianowicie do zbiorowego czynu. Nie ulega żadnej wątpliwości, że jeżeli w jakim kierunku potrzebny jest wysiłek Katolickiej Akcji, to chyba w tym, aby w warstwy inteligentne wejść z uświadomieniem religijnem, które tam zbyt często jest mniej, niż elementarne. Idąc za tem przekonaniem, Sodalicje w kilku miastach przeprowadziły tzw. dzień propagandy lektury religijnej w porozumieniu z władzami kościelnemi. Czy ten projekt był szczęśliwy, czy propaganda książki religijnej wśród warstw inteligentnych jest możliwa pokazał wynik. W sześciu miastach rozsprzedano w dniach propagandy ponad 10.000 książek religijnych! Tak wygląda jeden z przykładów zdolności sodalicyjnej do zbiorowego, katolickiego czynu. W ogóle skromnie, ale i pewnie trzeba stwierdzić, że jeżeli kto, to Sodalicje i ich członkowie nadają, się na pionierów Katolickiej Akcji we wszystkich kierunkach, a twierdzenie to opieram na celu i istocie Sodalicji. Niewątpliwie bowiem trzeba stanąć na tej zasadzie, jaką postanowił Ks. Biskup Prohaszka, mówiąc: »Dusza, która chce działać na serjo, zabiera się silną ręką przedewszystkiem do swego bezkształtnego, poczwarnego, grzesznego świata wewnętrznego i mocno sobie postanawia: Tutaj ład zapanować musi! Wprowadziwszy w ten sposób porządek w jarmarczny świat namiętności, skłonności i popędów, dusza otwiera szeroko oczy na światło płynące z góry. Nie chce powątpiewać, ależyć, działać! Życie czynne stwarza lad i porządek w życiu świeckiem. Obowiązek, praca, urząd, zajęcie, moda, obyczaj, grzeczność, życie rodzinne i towarzyskie, ludzki sposób czucia, - to wszystko nie może być światem wyodrębnionym, ubocznym, stojącym zdała od życia wiary i od czci Bożej«. Jeżeli więc możliwośći sukces Katolickiej Akcji zależy od tego, czy jej pionierzy zaprowadzą przede wszystkiem porządek w swojem wnętrzu, to trzeba powiedzieć, że Sodalicje dobrą obrały drogę, kiedy w swych ustawach zasadniczych zaraz w art. I. takokreśliły swe zadanie: »Sodalicje Marjańskie… są to stowarzyszenia pobożne, które rozniecając w duszach swych członków gorące nabożeństwo, cześć i dziecięcą ufność do Najśw. Panny, za pomocą tego nabożeństwa i pod opieką tak dobrej Matki wyrabiają Sodalisów na dobrych chrześcijan, stosownie do stanu swego szczerze szukających tak własnej doskonałości, jak zbawienia i udoskonalenia bliźnich, a dzielnie walczących w obronie Kościoła Chrystusowego przeciw wysiłkom jego wrogów.« A więc najpierw wyrobienie wewnętrzne, a następnie płynąca z niego zdolność i możliwość do katolickiej akcji!... Tak sprawę Akcji Katolickiej i sodalicyjne ku niej uzdolnienie ocenia najwyższy autorytet kościelny: Stolica święta. Niech mi wolno będzie na tem miejscu przedłożyć jeden z bardzo wielu dowodów. Obecny Ojciec św. przez usta sekretarza stanu Ks.Kardynała Gaspari‘ego tak się odezwał do moderatorów, których zjazd odbył się wroku 1927 w Insbruku: »Jego Świątobliwość, wiedząc jak pożyteczny jest tego rodzaju zjazd i pragnąc, by przy tej sposobności nie brakowało Jego słowa zachęty, polecił mi łaskawie, abym wyraził Jego najwyższe uznanie z życzeniem pomyślnych obrad, albowiem jest przekonany, że członkowie Sodalicyj, wychowani według mądrych praw sodalicyjnych i na świętych tradycjach, staną się szermierzami wiary — propugnatores fidei.« Tego spodziewa się Stolica Apostolska po członkach Sodalicyj. A gdzież mają być sodalisi i sodaliski skutecznymi szermierzami wiary, jeśli nie w obrębie Akcji Katolickiej, kierowanej przez hierachiczne czynniki kościelne? To autorytatywne powiedzenie Sternika Kościoła, twórcy nowoczesnej Akcji Katolickiej niech będzie odpowiedzią na rzucane przez nie znających lub zapoznających nas pytanie: »kim jesteście? «Jesteśmy i pragniemy zawsze być szermierzami wiary — propugnatores fidei!
Ks. Edward Kosibowicz T. J.
Pewien wybitny znawca historji Sodalicyj Mariańskich, charakteryzując krótko dzieło tychże Sodalicyj, które u schyłku XVI i wp oczątkach XVII w. zdobyły sobie w Kościele tak ogromne zasługi, powiada, iż »całą tajemnicę ich wpływu ująć trzeba w to jedno słowo: Sodalicje wyrobiły katolików. Wśród zamętu religijnego nowatorstwa wyrobiły ludzi szczerze wierzących; wśród powszechnego odstępstwa od Kościoła, wyrobiły wiernych synów Stolicy Apostolskiej; wśród spoganienia serc, wywołanego humanizmem, wyrobiły w duszach głęboką pobożność i otwarły im zdroje prawdziwie nadprzyrodzonegożycia«. Od raz podjętej dewizy nie odstąpiły Sodalicje i w późniejszych wiekach. »Gdy sprawa Boża wymagała gwałtownie, by zwartym szeregom, socjalizmu z jednej, liberalnego niedowiarstwa z drugiej strony, przeciwstawić stronnictwa katolickie, związane wiarą całkowitą a czynną, Sodalicje Marjańskie zabrały się do pracy, by materjał do tych stronnictw wyrobić i złączyć. I skutek w pełnej mierze odpowiedział wysiłkom. Gdy kiedyś pisać się będzie historję organizacyj katolickich, które u świtu dwudziestego wieku, w Niemczech, w Austrji, we Włoszech a nade wszystko na Węgrzech, stanęły murem w obronie Kościoła i prawdy, nie będzie można pominąć milczeniem sodalicyjnej pracy, która cicho, lecz wytrwale budowała ich podstawy«. Sodalicyjne hasło: wyrabiać katolików, nie straciło i dzisiaj nic na swej aktualności, a jeśli chodzi o naszą ojczyznę, to wyraża ono właśnie w całej pełni najważniejsze zadanie, jakie Sodalicje powinny spełnić w społeczeństwie polskiem. Kiedy się rozglądniemy w światowej sytuacji katolicyzmu, to musimy przyznać, iż czasy współczesne, nie są. wprawdzie okresem klęski Kościoła, owszem uważać je możemy za moment niebywałej ekspansji na zewnątrz a wielkiego rozwoju i pogłębienia na wewnątrz, bo z jednej strony ruch misyjny przybiera wprost niebywałe rozmiary a równocześnie w religijną obojętność Zachodu uderza potężny prąd religijnego odrodzenia — mimo to nie brak niebezpieczeństw, nie brak nawet i wyraźnych zapowiedzi, które zwiastują nam nadciągające burze. Wszak czerwony Kreml jest nadal twierdzą bezbożnictwa i jawnej walki już nie tylko z Kościołem ale wprost z Bogiem. Ofensywa ta nie jest zresztą monopolem rosyjskiego bolszewizmu, bo na swój sposób przyłączyła się do niej masonerja hiszpańska i meksykańska, a komunistyczne jaczejki ,są rozsadnikiem bezbożności w całym świecie. Niebezpieczeństwo to jest jawne, można mu więc zapobiec jawnem pogotowiem, zresztą męczeńska krew była zawsze posiewem wyznawców. Ale śledząc momenty otwartej, bezbożniczej kampanji bolszewizmu, nie możemy zamykać oczu na niebezpieczeństwo inne, może igroźniejsze, ukryte, uśmiechnięte i kurtuazyjne, któremu na imię laicyzm, ześwietczenie dusz. Prąd ten duchowy, już nie tylko europejski, ale ogólnoświatowy, nie atakuje wprost Kościoła czy wiary, nie grozi. prześladowaniem, nie zamierza zamykać świątyń, podpisuje nawet konkordaty a ambasadorów wysyła do Watykanu — tem podstępniej zat o usiłuje zbagatelizować wszystko, co ma łączność z wiarą, usunąć poza nawias trosk współczesnego człowieka to wszystko, co się odnosi do nadziemskich i nadprzyrodzonych wartości. Ziemia ma zastąpić niebo a szczęście doczesne ma wyrugować z duszy człowieka marzenia o nieuchwytnem szczęściu w jakichś tam zaświatach. Ten prąd laicyzacjinie atakuje teoretycznie dogmatów, nie wznieca herezyj, on poprostu chce przejść obok dogmatów i prawd wiary i organizować życie i szczęście narodów z pomocą »czystego« rozumu, oraz moralności świeckiej. Bezdogmatyczny laicyzm ma jednak swoje dogmaty. Przyjrzyjmy się międzynarodowej polityce. Na posiedzeniach rządów, lig i politycznych konferencyj, dogmatem, który rozgrzesza i uprawnia wszystko, jest »racja stanu«. Państwo jest najwyższem bóstwem, a jego interes nie potrzebuje się liczyć z prawami dekalogu. Zresztą o tych prawach poprostu się nie myśli, jakieś względy na nie wydałyby się politykom rzeczą poprostu śmieszną. Jest bowiem faktem, iż laicyzm, zasłaniający się »racją stanu« opanował dzisiaj umysły prawie wszystkich polityków, a tajemnicą jest publiczną, iż przynależność do masonerji jest wielkim atutem dla męża stanu na międzynarodowej arenie, iż mu ułatwia obronę interesów swego państwa. Proszę tylko przeglądnąć szeregi czynnych polityków i postawić sobie pytanie: ilu z nich przyznaje się otwarcie do katolicyzmu, na ilu z nich, i to w całym świecie, katolicyzm w swych żywotnych sprawach liczyć może? Tę samą cichą a głęboką inicjatywę laicyzmu, konsekwentne sprzysiężenie zauważyć można we wszystkich dziedzinach nowoczesnego życia. W kwestjach ekonomicznych, w międzynarodowych posunięciach i kombinacjach finansowych decydującym dogmatem laicyzmu jest »interes«, zysk, żerowanie na słabszych, potrzebujących i bezbronnych. Z jednej strony kapitalizm i zbytek, z drugiej bieda, nieraz skrajna nędza. Nie pomagają żadne zjazdy finansistów świata, bo nienaruszalnym dogmatem tych konferencyj jest zasada interesu i zysku, bez jakiegokolwiek względu na chrześcijańską sprawiedliwość i miłosierdzie. Laicyzm odejmuje prawu własności wszelkie granice; niczem nieskrępowana swoboda zdobywania majątku i to wszelkiemi sposobami i niczem nieskrępowane jego użycie— jest naczelną zasadą. Więc straszny kryzys trwa, choć ofiarą jego padają tysiące a miljony cierpią. Ten sam zlaicyzowany kapitalizm będzie kurtuazyjnie spoglądał na Kościół, by, trzymając w ryzach sumienia motłochu, był policjantemi stróżem jego kas i skarbów. Cóż dziwnego, iż na takiem podłożu niesprawiedliwości społecznej utworzyła się ropiąca rana zaciętej walki klas, która rozdziera społeczeństwa a rozdarte rzuca na barykady krwiożerczej, bratobójczej walki. Walki tej nie zażegnał ani nie złagodził nigdzie zlaicyzowany socjalizm, który w gruncie rzeczy jest kapitalizmem wywróconym na wspak, bo na miejsce garści wybrańców losu stawia klasę, ale tylko klasę, dając jej te same prerogatywy. Znowu walka o żłób, bez oglądania się na chrześcijańską sprawiedliwość i miłosierdzie. — Kościół nie tai swego programu społecznego. Ogłosił go urbi et orbi przez usta Leona XIII, przypomniał go świeżo w szczegółach społeczną encykliką Piusa XI. Przebrzmiały te nawoływania prawie bez echa. Niewygodna to dla laicyzmu doktryna, bo prawo własności ogranicza sprawiedliwością, której domaga się bezwzględnie dla wszystkich. Stąd cisza i bojkot w kołach wielkich, rozsławionych socjologów laicyzmu. Laicyzm ma swoją naukę o państwie, ma również swoje dogmaty o nacjonalizmie, spoganiałym, bezwzględnym, opartym wyłącznie na prawie silniejszej pięści czy bardziej rozwiniętej kultury. W sferze myśli usiłuje skłócić wiedzę z wiarą, i jak dąży konsekwentnie do rozdziału państwa od Kościoła, tak prą gnie rozdzielić naukę i wiarę, wpajając tysiącami sofizmatów w słabsze mózgi na wskróś fałszywą zasadę, iż wiara nie da się pogodzić z wiedzą, iż wiedzę paraliżuje i wprząga w rydwannie naukowych uprzedzeń. Przemilcza się dyskretnie naukę wielką i dostojną Koperników, Newtonów, Pasteurów, która z religji i wiary brała natchnienie do genjalnych wzlotów i. pomysłów, akcentuje się za to i reklamuje z tupetem twory myśli obłąkanej buntem i niewiarą, która, przecząc nieśmiertelności i Bogu, chce zbudować wieżę Babęl siłą mięśni oraz chemiczną reakcją nerwowych komórek. Negacją i abstraktem żyć nie można, więc żeby upoić serce ludzkie, zagłuszyć rozum, oszołomić zmysły laicyzm rzuca w szerokie warstwy inteligencji hasła o wyzwolonej z wszelkich pęt sztuce, literaturze, zaludni teatry i zaprawi kina tem, co tępiąc czystą myśl przemówi do zmysłów. Na użytek wszystkich rzuci hasła o nieskrępowanej swobodzie użycia, da każdemu autonomję i suwerenność nad śmietnikiem... duszy. Mniejsza o rodzinę, mniejsza o przyszłość społeczeństw, przyjemność — oto hasło zlaicyzowanego umysłu i serca. Miłość wolna od wszelkich więzów katolickiej etyki stanie się hasłem dnia. Ze zbliżenia i naturalnego pociągu obojej płci, które wedle myśli Bożej jest złożone w organizm ludzki dla dobra rasy i ludzkiego rodzaju, laicyzm czyni nieograniczone narzędzie rozkoszy, wyłączny przywilej wolnych jednostek. Wolnych... bo pocóż jakieś więzy, śluby i przysięgi, kiedy najsilniejsząp rzysięgą jest żądza i szał użycia. A gdy on minie, gdy zabawka, znuży, to można ją rzucić a poszukać nowej. By nie przerazić jednak pustką i ruiną, która trupim zaduchem wieje z tej zasady, osłoni się ją gustownym woalem cywilnego ślubu i cywilnego rozwodu. Wolność od praw Bożych, autonomja i suwerenność, mniejsza o to, iż ci suwereni zapełnią szpitale, więzienia oraz domy obłąkanych. Ale i na to laicyzm znajduje receptę, bo oto odziany w naukową togę eugeniki ogłosili zasadę regulacji urodzin, świadomego macierzyństwa, by właśnie tych nielicznych urodzonych a wolnych od przestarzałej etyki móc uchronić przed biedą, przed szpitalem i więzieniem. Poda instrumenty, pouczyj ak zmniejszyć ilość dziedziców majątku, usunąć kłopoty macierzyństwa i ojcostwa. Przestrzega wprawdzie przed zgubnemi konsekwencjami stosowania w nadmiernej swobodzie tych zasad, wyznaczy nawet premje dla rodzin o licznem potomstwie, ale to tylko obłudny gest, bo sam laicyzm nie wierzy w skuteczność swych premij. Pół środek zaimprowizowany na zgliszczach moralności katolickiej; nie zlaicyzowane stadła zresztą, ale właśnie katolickie rodziny, otrzymują premje tam, gdzie one istnieją. Oto kilka haseł, które kolportuje po świecie współczesny laicyzm, przemyca je do mniej odpornych dusz. Zasad tych jest więcej, są ich dziesiątki i setki, dotykają one wszelkich przejawów zbiorowego i indywidualnego życia współczesnych ludzi. Poglądy te przepajają atmosferę, którą oddychamy, przemawiają do nas ze szpalt dzienników i czasopism, z uniwersyteckich katedr i z za stolika okazyjnych prelegentów, wciskają się do salonów, do klubów, nawet do szkół, nie omijają dzisiaj nie tylko fabryk, ale i słomianych strzech. Potężny, bo sprzymierzony ze zmysłami prąd laicyzmu nurtuje dzisiaj w świecie i byłoby złudzeniem myśleć, iż jego pęd załamie się nag ranicach katolickiej Polski. Prąd ten już nie od dzisiaj podmywa podwaliny naszego narodu. Nie brak i u nas apostołów laicyzmu, jest ich coraz więcej, występują coraz jawniej i coraz bezkarniej. Ośmielę się twierdzić, iż u nas w Polsce pod pewnym względem podbój laicyzmu może dokonać się i prędzej i gruntowniej nawet, niż na Zachodzie. Dlaczego, skąd ten przesadny pesymizm? »Ochronieni od gwałtownych walk religijnych — jak pisał już przed laty wybitny znawca naszych stosunków — ukołysani do snu legendą o »Polsce zawsze wiernej«, zwiedzeni pozorami pobożności, w której dużo było rutyny, zasnęliśmy spokojnie, kiedy za granicą dojrzewało wśród burzy nowe pokolenie prawdziwych synów Kościoła, żywych, dzielnych, zdecydowanych szermierzy Bożej sprawy. Na tem jednak nie koniec, bo ten śpiący nasz katolicyzm przerastał powoli całym splotem fałszywych zasad, które jak cienkie włókna mieszkaniowego grzyba, nieznacznie,nieuchwytnie zamieniały nas w religijne próchno, zwierzchu tylko pokryte pokostem form nabytych i konwencjonalnej pobożności«. Może za twarde i zbyt bezwzględne to słowa? Proszę jednak rozejrzeć się w naszem społeczeństwie, wśród sfer zwłaszcza czołowych, inteligentnych, które urabiają fizjognomję narodu. Któraż z naszkicowanych wyżej zasad laicyzmu nie ma u nas licznych igorących zwolenników? Czy zlaicyzowanych zasad nie głosi się u nas jawnie i bezkarnie, czy temi zasadami nie kierują snę u nas tysiące? Iluż mamy w polityce, w kwestjach społecznych czy na niwie wiedzy ludzi życiowo związanych z Kościołem? Ilu za to narzekających głośno na klerykalizm, czarną okupację, wyzwolonych z przesądów wiary? Jakiego spustoszenia w umysłach i sercach dokonaław ostatnich latach i u nas zlaicyzowana moralność? Może nawet nie mamy odwagi powiedzieć sobie prawdy, iż większość naszej inteligencji nie praktykuje ze względów właśnie na wymagania katolickiej etyki. Przyjrzyjmy się uważniej naszej inteligencji wielko a może .nawet zwłaszcza mało miejskiej; zróbmy przegląd wśród lekarzy, nauczycieli, urzędników a przekonamy się z niewymownym bólem, ilu już pochłonął sączący się coraz obficiej w żyły naszego narodu bezbożny laicyzm. Na Zachodzie zło przybrało może groźniejsze rozmiary, ale za to katolicyzm w tych krajach posiada zorganizowane środki obronne. Posiada katolickie stronnictwa, które w Niemczech, w Austrji, w Belgji, Holandji czy na Węgrzech tak często odgrywają wybitną rolę polityczną a zawsze stoją na straży katolickiej wiary. Istnieje tam katolicka prasa, która podtrzymuje katolickiego ducha, przestrzega przed niebezpieczeństwami, chłoszcze bezbożne zapędy orazintrygi. Istnieją katolickie organizacje społeczne, które w Holandji stoją bezsprzecznie najwyżej, ale i w innych krajach mają swoją siłę i poważny wpływ. Istnieją organizacje zawodowe, związki lekarzy, literatów, nauczycieli itd., które stoją na gruncie na wskroś katolickiego programu. Potężne organizacje katolickiej młodzieży są rękojmią lepszej przyszłości. I u nas wprawdzie nie brak wysiłków w kierunku zorganizowania katolicyzmu polskiego, lecz pozytywne wyniki dotychczas są nikłe. Jak długo jeszcze przyjdzie nam czekać na zorganizowanie katolickiego stronnictwa, bez którego przecież rozbite wysiłki czy to jednostek czy drobnych organizacyj muszą iść na marne? Partyjnictwo rozdarło naród do głębi, podzieliło nawet katolicki żywioł na dwa zwalczające się zaciekle obozy. W walce tej triumfuje coraz wyraźniej laicyzm. Pozornie wszystkie stronnictwa, poza skrajną lewicą, przyznają się do katolicyzmu, ale swoisty to katolicyzm, który tak często nie liczy się zupełnie z katolickiemi zasadami. Przed rozbiorowe społeczeństwo wołało, iż »Polska nierządem stoi«, dziś rozlega się inne hasło: »Polska stoi nienawiścią«,! Nienawiść, oszczerstwo, nawet jawna zbrodnia zdaje się zamieniać w cnotę, znajduje swych apologetów, jeśli tylko idzie na rachunek partyjnej roboty. Dozwoloną się staje demagogja i spiskowanie, kłamstwo, rugi i jawne krzywdy, jeśli tylko dzieją się w imieniu partji. Długą litanję wymownych faktów znamy wszyscy i wiemy wszyscy,iż trzeba je zapisać na rachunek tego czy innego stronnictwa, które wszakże przyznają się do katolicyzmu. Takie poglądy zatruwają publiczne sumienie, deprawują duszę narodu, w takich stosunkach nie podobna i marzyć o stworzeniu prawdziwie katolickiego stronnictwa, bo, żeby je stworzyć, trzeba mieć prawdziwych katolików, zdecydowanych i konsekwentnych, zdolnych do podeptania wszelkich względów osobistych czy partyjnych tam, gdzie tego wymaga dobro Kościoła i prawość sumienia. Czy takich katolików mamy wielu? Gdzież u nas katolicka prasa, urabiająca katolicką opinję? Nie mamy ani jednego większego i poważniejszego dziennika, któryby zawsze, konsekwentnie i we wszystkiem kierował się bezwzględnie katolickiem światopoglądem. Kilka zaledwie katolickich czasopism wegetuje z biedą, a wpływ ich na społeczeństwo znikomy. Monopol w ocenianiu literackich utworów zdobyły sobie »Literackie Wiadomości«, stały się równocześnie trybuną, z której głosi się konsekwentnie i uparcie najskrajniejsze hasła laicyzmu. Mamy »Wolnomyśliciela«, organ masonerji, mamy legjon pism codziennych brukowych, któremi się żywi opinja publiczna, które urabiają jej sumienie. Pomijam milczeniem całą sforę pism i pisemek pornograficznych, szerzących rozpasanie moralne. Sytuację pogarsza ta okoliczność, iż zdaje się rzeczą niemożliwą utworzenia katolickiego dziennika, bo społeczeństwo zżarte partyjnictwem zażąda odrazu od niego, by ogłosił program: »z kim — a przeciw komu? za rządem, raczej za Marszałkiem — czy za opozycją? «, Program katolicki: nie wystarczy, musi być przykrojony do postulatów tej czy innej partji! A jak wygląda kwestja organizacyj społecznych? Byłoby przesadą przyznawać, iż katolicyzm w Polsce odniósł w tym kierunku jakieś znaczniejsze sukcesy. Fala - socjalizmu, - która obecnie w ciężkich dla siebie warunkach, opadła, zachowuje mimo wszystko dynamikę demagogicznych haseł, które w lepszej konjunkturze mogą przejść do ofensywy, o ile wcześniej nie przelicytuje ich gorsza jeszcze demagogja bolszewizmu. Wolnomyśliciele organizują się coraz jawniej, a nacisk ich na rządy i na publiczną opinję niemaleje lecz rośnie. Mimo wszelkich uspokajających komunikatów organizacja liczna i wpływowa polskiego nauczycielstwa. tzw. »Ognisko«, jest silnie zarażona laicyzmem a wpływ jej na dzieje szkolnictwa może być fatalny. Tym i innym zapędom laicyzmu, cóż możemy przeciwstawić w obecnej chwili? Tradycyjne przywiązanie Polaka do wiary. Tak, to moment ważny i doniosły, tylko że to przywiązanie jest już mocno nadgryzione zasadami laicyzmu. Mimo tego przywiązania, które każe się chrzcić, chodzić przynajmniej na patrjotyczne uroczystości do Kościoła i grzebać się po katolicku, brak i to coraz więcej zdrowej i świadomej siebie katolickiej opinji, zdolnej osądzać po Bożemu czyny jednostek, czy sprawy publiczne, czy nurtujące w społeczeństwie myśli i ruchy. Ludzie chodzą jeszcze do kościoła, mnożą się i wegetują katolickie stowarzyszenia i pisemka, czasem nawet zdobywa się społeczeństwo na katolicki gest zbiorowy, częściej niestety już tylko na frazes. Brak zespolenia, brak organizacji, brak przewodniego programu paraliżuje wysiłki jednostek oraz mniejszych grup. Drugi atut to katolicki lud. To te szare miljonowe masy wiejskie, które wierzą i praktykują. Moment to jeszcze w chwili obecnej niesłychanie ważny, choć już i po wsiach czuć mocny powiew bezbożnegor adykalizmu, a rozmaite sekty prowadzą wytrwale swą krecią robotę, rozsadzając wspólnotę wiary polskiej wsi. Pamiętać jednak należy o historycznym fakcie, iż wieś idzie za miastem, chłop za inteligentem. Prądy nurtujące wśród inteligencji przenikają do ludu wolniej, ale sztucznej tamy na długo utrzymać się nie da. Lud francuski wierzył i praktykował, choć miasta poszły na lep laicyzmu; opierał się przez lat kilkadziesiąt silnej propagandzie. Dzisiaj wieś we Francji zdobyta, dziś obóz radykalny na niej się opiera i choć wśród inteligencji budzi się nowy ruch, choć katolicyzm czyni widoczne podboje w tych sferach, na zdobycie wsi trzeba znowu czekać lat kilkadziesiąt. Poważne to i dla nas memento. Jest wreszcie trzeci czynnik dodatni to ruch religijnego odrodzenia wśród młodzieży. Czynnik nadzwyczaj doniosły. Tworzą się koła i organizacje młodzieży, oparte na programie zdecydowanie katolickim. To też widocznym jest niepokój polskiego laicyzmu i wiemy, że gotują się w tym kierunku poważne zamachy. Wiemy wreszcie, iż tak usilnie zalecana przez Papieża, Piusa XI Katolicka Akcja organizuje się i w naszej ojczyźnie. Przeżywa trudności początków i jak dotychczas ze stadjum początków niestety, nie wyszła. Tworzy raczej teorję, z posunięciami praktycznemi jest daleko trudniej. Dlaczego? Bo znowu jawi się zasadnicza trudność, o którą potrąciliśmy uprzednio, mianowicie ta, iż Akcja Katolicka, by mogła działać sprawnie, musi mieć gotowych ludzi, tych właśnie katolików czynu, zdecydowanych na wszystko,p orwanych ideałem sprawy Bożej. A o tych wśród naszej inteligencji tak trudno. Trudno o ludzi zdolnych, o nieugiętej wierze, o zupełnie czystych i rękach iż yciu, którzyby mogli godnie, nie dla karjery lub dla partyjnych widoków, ale dla Boga, ująć w ręce ster Katolickiej Akcji lub stanąć przy wiosłach. Z tychl uźnie szkicowanych uwag, podkreślonych może zanadto tu i ówdzie tuszem, wyłania się zasadniczy wniosek, na wskróś prawdziwy, iż sprawa katolicyzmu w Polsce zależy w pierwszym rzędzie od wyrobienia całego zastępu czynnych katolików. Nie potrzebujemy walczyć o konstutucję, nie potrzebujemy obalać wrogich dla Kościoła praw, jak to ma miejsce w innych państwach, teren wolny, trzeba tylko ludzi, aby katolicyzm polski zakwitł w całej pełni. Katolików nam trzeba, wierzących integralnie w Boga i w wieczność, w posłannictwo i bóstwo Chrystusa, w sakramenta i nadprzyrodzoną misję Kościoła. Wierzących w Ewangelję i jej zasady, że życie jest bojowaniem i pielgrzymką do nieba, że bojowanie towymaga zaparcia się siebie i ofiar, nieraz ciężkich i bolesnych, że nie dojdziedo wiecznej chwały ten, który religji chce poświęcić tylko odpadki swego życia, lub jakieś formy zewnętrzne, które go nic nie kosztują. Wiara ta musi być żywa i czynna, musi przepoić dogłębnie całe życie, stać się motorem nie tylko poglądu na świat, ale i; codziennego czynu, tak w zaciszu rodzinnem jak i na arenie działalności publicznej. Oczywiście ta życiowa dyscyplina moralna, w której teorja i praktyka zestrajają się w cudną harmonję, nie utrzyma się długo bez nadprzyrodzonej pomocy. Katolicyzm bowiem integralny, niosący z sobą program Bożego prawa, wglądu we wszystkie szczegóły naszego życia, wymaga umartwienia i wyrzeczenia się wielu przyjemności, złudnych wprawdzie i jednodniowych w perspektywie wieczności, ale mimo wszystko ponętnych i przemawiających do człowieka potężnie swą bezpośredniością. Prawo Boże żąda od katolika, by na tem stanowisku, które zajmuje, w tem otoczeniu i w tych warunkach, w których żyje —szedł najprzód prawy i nieprzekupny, wstrzemięźliwy i czysty, pracowity i miłosierny, by nie naruszał cudzego mienia ni cudzej sławy, a równocześnie umiał przebaczać doznane krzywdy. Do sumiennego spełnienia tych wszystkich obowiązków indywidualnych, rodzinnych, zawodowych i obywatelskich siły ludzkie są za słabe. Sam Bóg jednak rozwiązał ten tragiczny dylemat, wzmacniając naszą,słabość swą nadprzyrodzoną łaską. Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia, woła za Apostołem Narodów prawdziwy katolik i szuka »mocy z wysokości«, szukajej w serdecznej modlitwie, w rozmyślaniu i religijnej lekturze, w rekolekcjach zamkniętych i częstej Komunji św. Tą silą zbrojny, idzie w trud codziennego życia i w otoczeniu swem promieniuje Chrystusem, którego pełną jest jego dusza. Katolik taki nie ulęknie się wrogów, z taktem ale i z mocą umie odparować zarzuty, lekceważeniem odpowie na ironję i cynizm, wyższy ponad obelgi i bezsilną złość. Dusza jego zaznawszy prawdziwej przyjaźni z Bogiem, porwana żywym ideałem Chrystusa, jest wrażliwa na niebezpieczeństwa złego środowiska, niemoralnej sztuki, podejrzanych rozmów towarzyskich, modnych strojów i modniejszego jeszcze kultu ciała. Dusza, związana przyjaźnią z Chrystusem, nie zna kompromisów z grzechem, nie pozwala, by wsiąkały w nią trucizny i subtelne zarazki laicyzmu, instynktownie odkaża ona wpierw wszelkie idee, zasady i poglądy, które laicyzm w swym gorączkowym rozmachu stara się jej narzucić namową, drwinami, groźbą czy nawet gwałtem. Tutaj znajduje się prawdziwa, bo żywa tama, która zwycięsko powstrzyma wzbierającą falę laicyzmu, nie tylko powstrzyma, ale i odepchnie precz od rubieży naszej ojczyzny. Musimy się przejąć do głębi prawdą, iż zarazie laicyzmu, która idzie ku nam z Zachodu i Wschodu, oprze się tylko wiara zupełna i integralna, tylko życie prawdziwie katolickie i nadprzyrodzone. »Dopóki jasno nie postawi się kwestii, jak ją stawiało pierwotne chrześcijaństwo, że my katolicy uważamy doczesność za okres,próby, a wieczne niebo za prawdziwą ojczyznę, dopóki czynem nie damy dowodu, że Bóg nam jest droższy niż wszystko, niż karjera, niż partja, niż popularność — dopóty dziś nie zwyciężymy, bo w obecnym stanie świata, jedynie całkowitość zwycięża«. Całkowitych, zdecydowanych bojowników obawia się laicyzm, przed nimi drży, nazywa ich fanatykami, bo oni nie pójdą ma ustępstwa ani w rządzie, ani w sejmie, ani w urzędzie, ani w swem prywatnem życiu. Połowicznych, niezdecydowanych pochłonie wcześniej czy później prąd niewiary, porwą ich wiary religijnej obojętności. Wspomnieliśmy na początku o chlubnych hasłach działalności Sodalicyj Marjańskich. Ośmielamy się na zakończenie twierdzić, iż właśnie Sodalicja Marjańska jest idealną szkołą, z której powinni wyjść tacy właśnie integralni katolicy czynu, nieustraszeni pogromcy współczesnegolaicyzmu. Nie czem innem jest Sodalicja, jak właśnie związkiem ludzi, którzy z miłości do Matki Najśw. i z jej szczególniejszą pomocą mają dążyć do wyrobienia w sobie gruntownej cnoty, by móc się odznaczyć odwagą i poświęceniem dla sprawy Bożej, dla sprawy Kościoła. Wszystko w Sodalicji jest skierowane w tym celu, konferencje, odczyty, zebrania, nabożeństwa, praca sekcyjna na wszelkich placówkach. Sodalicja prawdziwa musi siłą faktu wyrabiać zdecydowanych katolików, bo oświeca wiarę, rozpala pobożność, pogłębia nadprzyrodzone życie a ej giętki, przytem silny i zwarty ustrój wdraża w zdyscyplinowaną organizacyjną pracę, zaś wzajemna solidarność daje ducha inicjatywy i odwagi. W Sodalicji M. nie ma nic zbytniego, nic obliczonego na zewnętrzny efekt, żadnej biernej dewocji, Sodalicja podaje swym członkom naprawdę to tylko, co gruntowne i silne, co tworzy jakby ekstrakt środków uświęcenia, które posiada Kościół św. Sodalicja, która nie obniża sodalicyjnych ideałów, która konsekwentnie i wytrwale stoi na zasadach organizacyjnej dyscypliny, która żyje pełnią treści swych zebrań i pełnią czynu swych sekcyj — musi siłą faktu szerzyć dokoła siebie intensywne życie katolickie, musi wyrabiać, integralnych katolików tych, na których się oprze Katolicka Akcja i - tych, z których powstanie polska katolicka partja, łącząca wszystkich nie pod hasłem wyłącznie tej czy innej myśli politycznej, ale pod hasłem dobra całego narodu, dobra ojczyzny iKościoła. W rozwoju i w pełnem życiu Sodalicyj Marjańskich widzimy pierwszorzędny czynnik moralnego i religijnego odrodzenia naszego narodu.